SHIRLEY VALENTINE


Występuje: Izabela Noszczyk
Reżyseria – Robert Czechowski
Opracowanie muzyczne – Damian Neogenn – Lindner
Scenografia – Sebastian Nowicki
Producent – Scena Poczekalnia
Czas trwania przedstawienia – 90 minut (bez przerwy)

O SHIRLEY słów kilka…

… „Kiedyś byłam Shirley… kiedyś byłam Shirley Valentine… co się stało? Dlaczego
teraz jestem taka? Przez co? Przez kogo? Ja nie chcę. Pamiętasz Shirley Valentine?
Wyszła za chłopaka imieniem Joe i pewnego dnia sprowadziła się tutaj. Zmieniła
wprawdzie nazwisko na Bradshaw, ale pozostała nadal Shirley Valentine. Przez jakiś
czas. Wiedziała kim jest… dawniej. Często się śmiała. Dużo i często. Śmiała się razem
z Joe’m. Wiedzieli, co to jest radość i szczęście. Co się z nimi stało…”
„A teraz nadszedł ten wielki dzień. I jadę. Będę siedziała na greckiej plaży i
zajadała oliwki. Wszystkiego spróbuję, tak jak dawniej. Będę Shirley Odważną. Będę
się wszystkim cieszyć. Cudów nie ma, lat mi nie ubędzie, ale zamiast mówić: Boże
mam 42 lata, powiem: Shirley, masz dopiero 42 lata, jakie to FANTASTYCZNE…”
Spektakl Willy’ego Russella to monolog czterdziestoletniej „kury domowej”,
świadomej straconego czasu i niezrealizowanych marzeń. – To opowieść o ludziach,
którzy zapominają, kim są i po co żyją – powiedziała Izabela Noszczyk. – Ta historia
zachęca, aby zastanowić się nad sobą i próbować coś zmienić. Może pójść za
głosem serca? Może zrealizować jakiś szalony pomysł? Po prostu postawić sobie
nowe wymagania! A jeśli nawet kończy się to czasem porażką, to ona przecież nas
czegoś uczy…

NAGRODY I FESTIWALE:

  • Wyróżnienie dla Izabeli Noszczyk „za odwagę w staniu się Shirley Valentine” w
    spektaklu Teatru Scena Poczekalnia na XI Ogólnopolskim Festiwalu Teatrów
    Niezależnych w Ostrowie Wielkopolskim www.often.ostrowwlkp.pl
  • I Łódzki Festiwal Monodramu: Nagroda Specjalna Jury – Spinka Manufaktury dla
    IZABELI NOSZCZYK z Łodzi za monodram „Shirley Valentine” – Teatr Mały w Łódź
  • WINOBRANIA 2010 – Lubuski Teatr w Zielonej Górze
  • „TOMASZOWSKIE TEATRALNIA” – MOK w Tomaszowie Mazowieckim
  • „TEATRALNA WIOSNA NA RAKOWCU” – Dom Kultury Rakowiec, Warszawa
  • „ FESTIWAL MONODRAMU” – MCK w Tychach
  • „RAWICKA JESIEŃ TEATRALNA” – Dom Kultury w Rawiczu
  • „JASIEŃSKA JESIEŃ TEATRALNA” – Dom Kultury w Czarnej Dąbrówce
  • „PO CO KOMU TEATR ?” – Polkowickie Centrum Animacji w Polkowicach

Teatr Scena Poczekalnia powstał w 2007 roku. Jego nazwa wzięła się od poczekalni dworca PKS, gdzie Teatr zaprezentował swój pierwszy spektakl – „Ławeczkę” wg Aleksandra Gelmana. Scena Poczekalnia powołana do życia przez Izabelę Noszczyk i Sebastiana Nowickiego jest teatrem prywatnym, zawodowym. Teatr ma na koncie pięć premier: „Ławeczkę” wg Aleksandra Gelmana, monodram „Shirley Valentine” Willego Rusella, „Związek otwarty” Dario Fo, „Tajemniczego Mr Love” Karoline Leach, oraz „Listy do Michaliny” autorstwa Pawła Kamzy.
Scena Poczekalnia skupia wokół siebie pasjonatów tworzenia. Spektakle teatru to synteza aktora, słowa, ruchu, rekwizytu, przestrzeni, muzyki i światła w której każdy z tych elementów jest równie ważny. To teatr bez zbędnych środków i niepotrzebnego przepychu, spójny w swojej stylistyce, którego podstawowym założeniem jest pobudzanie i uwalnianie wyobraźni Widzów, nawiązywanie z nimi dialogu poprzez ukazanie relacji damsko-męskich w otaczającej nas rzeczywistości. Scena Poczekalnia obecnie związana jest z Łodzią, nie posiada własnej siedziby a swoje spektakle prezentuje na terenie całej Polski, realizując ideę „teatru mobilnego…”

PRASA O SPEKTAKLU:

„Marzenia Shirley Valentine”
Shirley Valentine nie odkrywa Ameryki. Mówi o tym, co chyba dla wszystkich kobiet „po czterdzieste” jest oczywiste, a czego panowie na ogół nie przyjmują do wiadomości, skutecznie izolując się od babskich problemów za pomocą gazety. Shirley jest tzw. szczęśliwą żoną i matką. Ma statecznego męża, który po powrocie z pracy oczekuje już tylko podania mu ulubionych potraw, a potem świętego spokoju. Kobieta czuje się głęboko nieszczęśliwa, niedoceniona, niespełniona. Wie, że w jej życiu wszystko, co ważnie, już przeminęło, że nic więcej się nie zdarzy. Ale nie zgadza się na tę monotonię codzienności, marzy o ucieczce do innego świata, którego symbolem staje się słoneczna Grecja. Izabela Noszczyk dała prawdziwy popis znakomitego aktorstwa. Mając do dyspozycji tylko brudną ścianę, stół i kilka rekwizytów, potrafiła przez blisko półtorej godziny skupić na sobie uwagę widzów. Zabawna a zarazem wzruszająca, z dystansem do siebie ale i z wielką pasją, odważna w swych wyznaniach i prawdziwa aż do bólu – zagrała kobietę pełną wahań i wątpliwości, ale konsekwentną w szukaniu samej siebie.
Bożena Szal-Truszkowska, Ziemia Kaliska z 12.03.2010 r. – fragment recenzji

Święta Joanna od Zlewozmywaków
„Shirley Valentine” to monodram Izabeli Noszczyk opowiadający historię kobiety, która po czterdziestce przeżywa życiowe przebudzenie. Shirley, która na co dzień zajmuje się przede wszystkim dbaniem o dom i przygotowaniem posiłków dla wygodnickiego, wybrednego męża nagle uświadamia sobie, jak niewiele trzeba, by odmienić swoje życie. Wyrwanie się z domowego kieratu sprawia, że może na nowo odkryć swoje „ja”, zrealizować pragnienia, których zabijaniem przez lata zajmowała się jej rodzina. Przy kuchennym stole siedzi 42-letnia kobieta, która rozmawia ze… ścianą. Zwraca się do niej jak do najlepszej przyjaciółki wyrzucając z siebie wszystko, co leży jej na sercu. A nie jest tego mało. Głównym powodem zmartwień są członkowie najbliższej rodziny – syn Brian to uliczny poeta, który nie wie, co to odpowiedzialność (już będąc małym dzieckiem, kiedy grał w jasełkach, potrafił narobić niezłego zamieszania), córka Milandra to rozpieszczona młoda buntowniczka, która wdała się w ojca – wszystko musi układać się po jej myśli, w przeciwnym razie jasno da do zrozumienia, co myśli o adwersarzach. Jednak
najgorszy jest Joe, który dawno przestał zauważać w swojej żonie kobietę. Shirley zwierza się ścianie podczas obierania ziemniaków, postanowiła bowiem zrobić pierwszy krok do wyzwolenia – zamiast mielonego, którego w każdy czwartek oczekuje jej małżonek (oddała mięsu psu, ponieważ jego właściciele próbowali wychować zwierzę na swój obraz i podobieństwo robiąc z niego jarosza) na kolację kobieta przygotowuje jajka sadzone z ziemniakami. Oczywiście mąż wpadnie w szał, lecz na tym nie koniec niespodzianek. Shirley bierze w dłonie mazak i na ścianie kuchni pojawia się wielki napis GRECJA. To właśnie tam zamierza na dwa tygodnie wyjechać zmęczona życiem „kura domowa”, którą przyjaciółka namówiła na wakacyjny wypad. Okaże się, że wbrew temu, co wmawiała jej rodzina wino to nie „pierdy, pierdy ciotki Gerdy”, ale doskonały, smaczny i odprężający trunek, a clitoris nie jest tajemniczym, abstrakcyjnym terminem medycznym lub nazwą jakiegoś greckiego specjału, lecz źródłem prawdziwej kobiecej przyjemności. W korzystaniu z życia Shirley nie przeszkodzi nawet Zygmunt Freud, który „wciskał ludziom kit”, bo zapewne – mimo wymyślenia wielu wiekopomnych teorii – nie potrafiłby wskazać drogi do wesołego miasteczka. Proces, podczas którego „Joe stał się tym kimś, a ona tym czymś” można jeszcze odwrócić.
Prócz historii o kłopotach małżeńskich bohaterki doskonale napisany, pełen humoru tekst monodramu wypełniają także zabawne opowieści o przyjaciółce Shirley, feministce, którą mąż zdradził z mleczarzem, wspomnienia z czasów szkolnych, które zweryfikował czas (wzbudzająca powszechną zazdrość szkolna kujonka, którą matka posyłała na lekcje poprawnej wymowy została luksusową prostytutką) oraz historia wścibskiej sąsiadki, która ma więcej najświeższych informacji niż Agencja Reutera. To także satyra na zachowania ludzi, którzy uwielbiają narzekać; kiedy w Grecji Shirley spotyka rodaków prześcigających się w wyszukiwaniu wad państwa, do którego przybyli, bohaterka zwraca się do greckiego kelnera: „A wie pan, co robili Anglicy kiedy Grecy pielęgnowali swoje oliwne gaje, rozwijali kulturę i filozofię? Biegali w przepaskach na biodrach i orali ziemię kością z dupy żyrafy!”. To wystarczający argument, by zamknąć usta rodakom. Cały wyjazd okazuje się na tyle udany, że nawet Joe nie wie, co powiedzieć, jego małżonka nie zamierza bowiem wracać do kraju. Ma dosyć małżeństwa, w którym „dopiero jak coś pierdolnie człowiek leci z gaśnicą”. Teraz, zamiast do ściany, bohaterka przemawia do greckiej skały siedząc na plaży i patrząc w morze. Romans z przystojnym Kostasem, właścicielem baru dla turystów, przyniósł Shirley
nie tylko duchowe wyzwolenie, umożliwiał także podjęcie pracy, dzięki czemu mogła zostać w kraju, gdzie nie była tylko kucharką, sprzątaczką i popychadłem, które po wykonaniu zadania przestaje być potrzebne.

Dwa krzesła, mały taborecik, przykryty obrusem stół, kilka ziemniaków oraz butelka wina to rekwizyty, za pomocą których Izabela Noszczyk zbudowała dwa światy. Jednym z nich była klaustrofobiczna przestrzeń kuchni, w której uwięziona jest bohaterka, drugim natomiast Grecja – miejsce narodzin nowej Shirley. Aktorka sprawiła, że opowieść o kobiecie, która „utopiła się w niewykorzystanym życiu” przepełniona jest humorem i ciepłem sprawiającym, że bohaterka niemalże od razu zyskuje sympatię widzów kibicujących przemianie Świętej Joanny od Zlewozmywaków. Historia angielskiej gospodyni domowej jest przykładem tego, że nigdy nie jest za późno na rozpoczęcie nowego życia. Najtrudniejszy jest pierwszy krok, zboczenie z koleiny, w którą wpadł nasz umysł jednoznacznie klasyfikując
nas jako matki i żony. Czasami warto spojrzeć na siebie z boku, z perspektywy kuchennej ściany, by zobaczyć, jak łatwo daliśmy się zamknąć w więzieniu codzienności. I by dostrzec, jak niewiele trzeba, by to zmienić.

Olga Ptak, Dziennik Teatralny Łódź 11 grudnia 2010

„Bądź mądra, nalej wina Shirley to czterdziestoletnia kura domowa, oddana żona i matka. Ani piękna, ani brzydka –
zwyczajna. Kuchta, która wlazła na ołtarz sztuki i niczym Horacy poucza nas, by „chwytać dzień”, iść za głosem serca, bo nie wiadomo, co przyniesie jutro. Zatem„bądź mądra, nalej wina”.
Jest taka jak my. Wraz z mężem, obdarzonym temperamentem winniczka, prowadzi życie typowe dla angielskiej klasy średniej. On pracuje, ona dba o dom. On czyta gazetę, ona, obierając ziemniaki, marzy o tym, by on odkrył jej clitoris. Wszystko zmienia się, gdy przyjaciółka, feministka Jane, daje jej w prezencie „odbezpieczony granat” – dwutygodniową wycieczkę do Grecji.
„Odbezpieczony granat” – czyż nie brzmi to śmiesznie? Pomyśl jednak czytelniku: czy to sformułowanie nie oddaje idealnie sytuacji Shirley? Bo co ma zrobić? Pojechać?! Nie, broń Boże, nie mogłaby zostawić męża samego na całe dwa tygodnie. Co biedny będzie jadł? Kto będzie po nim sprzątał? Wreszcie, co powiedzą ludzie na to, że jedzie sama na wakacje? Na pewno jedzie uprawiać seks! Po cóż by innego?!
Shirley mimo wszystko jedzie i… nie wraca. W Grecji odkrywa siebie i uczy się na nowo czerpać radość z życia, pić wino i na chwilę zapomnieć o otaczającym świecie. Według Izabeli Noszczyk, odtwórczyni tytułowej roli, spektakl Willy’ego Russella „to opowieść o ludziach, którzy zapominają, kim są i po co żyją. Ta historia zachęca, aby zastanowić się nad sobą i próbować coś zmienić. Może pójść za głosem serca? Może zrealizować jakiś szalony
pomysł? Po prostu postawić sobie nowe wymagania! A jeśli nawet kończy się to czasem porażką, to ona przecież nas czegoś uczy…”.
Shirley Izabeli Noszczyk jest zabawna i wzruszająca. To urocza, gadająca do ściany wariatka. Widać, że rozumie swoją bohaterkę (Ach! Czy aktorzy nie są właśnie kimś takim jak Shirley? Przecież publiczność to niemająca głosu ściana, której zwierzają się z małych i dużych tragedii. Zresztą, czy każdy z nas nie jest Shirley Valentine? Nie rozmawiamy, tylko wygłaszamy monologi, nie słuchamy się nawzajem. Człowiek człowiekowi ścianą!). Aktorka
rozkochała w sobie widzów od pierwszej chwili. Ośmielę się powiedzieć, że przy pomocy noża i ziemniaka, nonszalancko popijając wino, zrealizowała buńczuczne marzenie Konrada i na chwilę zawładnęła naszymi duszami. Wszyscy z zapartym tchem obserwowali, jak z auto-matki zmienia się w grecką boginię. Wybaczyć jej nawet można to, że zaśpiewała Dwie Bajki.
Na XI Ogólnopolskim Festiwalu Teatrów Niezależnych w Ostrowie Wielkopolskim Izabela Noszczyk otrzymała wyróżnienie za „odwagę stania się Shirley Valentine”.
Zobaczyć spektakl naprawdę warto, pytanie tylko: czy macie odwagę zobaczyć na scenie
samych siebie?

Katarzyna Smyczek, Teatralia
Internetowy Magazyn „Teatralia” numer 39/2012

Zatopiona w (nie)spełnionych marzeniach
„Shirley Valentine” – reż. Robert Czechowski – Scena Poczekalnia w Łodzi
Nie ma w życiu nic pewniejszego niż fakt, że każdy z nas o czymś marzy. Niestety bardzo często nasze marzenia pryskają, niczym mydlana bańka w zderzeniu z nieuniknioną prozą życia i codziennymi obowiązkami. Ale czy nie warto czasem zaryzykować? Postawić wszystkiego na jedną kartę i zawalczyć o urzeczywistnienie niezrealizowanych pragnień?
Odpowiedzi na te pytania oraz pewnego rodzaju inspiracji doszukać się można w spektaklu „Shirley Valentine” w reżyserii Roberta Czechowskiego. Monodram autorstwa angielskiego dramaturga, Willy’ego Russella w wykonaniu Izabeli Noszczyk zaprezentowany został w ramach cyklu „Czwartki z teatrem”, organizowanych przez Klub MCK Wilkowyje w Tychach. Warto dodać, iż tekst Russella na gruncie polskim pojawił się w 1990 roku w
warszawskim Teatrze Powszechnym. Reżyserem spektaklu, w którym główną rolę zagrała Krystyna Janda, był Maciej Wojtyszko. Od tego momentu „Shirley Valentine” stale obecna jest na polskich scenach i stanowi niezwykle interesujący materiał, będący sprawdzianem aktorskich umiejętności. Do tej pory w rolę tę wcieliło się osiem aktorek: wspominana Krystyna Janda, Małgorzata Stachowiak, Małgorzata Skoczylas, Małgorzata Chojnacka,
Małgorzata Gadecka (dwukrotnie), Mariola Łabno-Flaumenhaft, Agnieszka Schimscheiner i Izabela Noszczyk.
Na scenie tylko stół, krzesła i ona – 42-latka, której życie przecieka przez palce, a problemy oscylują wyłącznie wokół męża, syna i córki. Shirley poznajemy w kuchennej przestrzeni, z kieliszkiem czerwonego wina w ręku, kiedy nabiera ochoty do zwierzeń. Jej wyznania skierowane są do ściany – ściany, która cierpliwie wysłucha, nie potępi, ani tym bardziej nie wyśmieje. Bo przecież tytułowa bohaterka snuje opowieść o zabawnych życiowych sytuacjach, młodzieńczych aspiracjach, niespełnionych marzeniach. Niestety zamiast zostać stewardesą, Shirley staje się typową kurą domową, która gotuje, sprząta, pierze i spełnia zachcianki męża i dzieci. Kobieta w słodko-gorzkim monologu dokonuje pewnego rodzaju podsumowania swojego dotychczasowego życia, a jego bilans wypada niestety dla niej niekorzystnie. Jednak ten dzień okazuje się inny, niż pozostałe. Shirley decyduje się postawić wszystko na jedną kartę. Za namową przyjaciółki wyjeżdża w podróż marzeń do Grecji. Bez męża, bez dzieci i co ważne, bez ich zgody, za to z walizką pełną nadziei i odwagi, by dokonać życiowej rewolucji.
Izabela Noszczyk doskonale odnalazła się w roli Shirley Valentine, kobiety, która
pragnie zmian, która ma większe aspiracje, niż noszenie siatek z zakupami i wymyślanie dań obiadowych dla męża, od dawna widzącego w niej już tylko służącą. Mistrzowsko opanowany aktorski warsztat: nienaganna dykcja, umiejętność wyważenia podawanego tekstu, pozornie potoczny sposób narracji, umiejętność operowania emocjami i nawiązywania kontaktu z widzem, powodują, że misternie utkana Shirley, nie tylko bawi, ale i wzrusza, nikogo nie pozostawiając obojętnym wobec treści płynących ze sceny. Nieczęsto spotykana reakcja widowni, polegająca na osiągnięciu stanu nieomal całkowitej empatii, zarówno tej poznawczej, jak i emocjonalnej świadczy o tym, że opowieść Russella w wydaniu Noszczyk dociera w głąb dusz zapatrzonych i zasłuchanych w nią mężczyzn i kobiet. I choć radykalna decyzja jaką w końcu podejmuje Shirley Valentine nigdy nie będzie ich udziałem, to można odnieść wrażenie, że niektórzy z widzów otrzymują bardzo oczekiwane odpowiedzi na wiele nurtujących ich, życiowych problemów. Ich bohaterka upewnia, że bez względu na wiek, zawsze warto dążyć do realizacji swoich planów i zamierzeń, bo na zmiany nigdy nie jest za późno. Wystarczy „odrobina” chęci, „szczypta” samozaparcia oraz „garść” woli walki w spełnianiu swoich marzeń. Nawet z przekonaniem, że jeśli nigdy nie starczy sił, aby postąpić tak, jak postąpiła Shirley, z tego przedstawienia wychodzi się z lekkim sercem i łzawym okiem.

Agnieszka Kiełbowicz
Dziennik Teatralny Katowice
22 stycznia 2014